WEJŚCIE
Prowadzące na poddasze schody skrzypiały niemal pod każdym krokiem. Były lekko kręte, ale ani nie zataczały pełnego koła, ani też nie zakręcały pod kątem prostym. Na górze zauważyła trzy pary drzwi; te białe, po lewej, otworzyły się gdy Cheyenne docierała na jedyne w budynku piętro. Uśmiechnęła się widząc wychylającą się zza nich siostrzenicę, następnie przeniosła wzrok na Charlotte. Pierwszy raz odwiedzała siostrę w mieszkaniu. Nowym, jak to mówiła sama Charlie, jednak obydwie dobrze wiedziały, że chodziło po prostu o lokalizację.
Photo by Corina Rainer on Unsplash
Liczba przedmiotów, urządzeń i mebli na powierzchni wielkości jej salonu była przytłaczająca. Unoszący się wewnątrz zapach świeżo wyciągniętego z prodiża sernika tłumił coś innego; delikatnego, ale zarazem drażniącego; coś, czego nie potrafiła zdefiniować. To wszystko, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia,
uderzyło ją od progu.
– Rozgość się, Chey – zaproponowała starsza. – Chodź, Maddie, zrobimy cioci herbatę – zwróciła się do czterolatki, na co dziewczynka radośnie pobiegła w kierunku kuchni.
Nie wiedząc gdzie podziać wzrok, przekładając z ręki do ręki torebkę z prezentem, zaczęła zdejmować kurtkę, a gdy już się z nią uporała, powiesiła ją na drewnianym wieszaku zamontowanym nieopodal drzwi. Rozwiązując trapery zorientowała się, że stoi na jakimś starym ręczniku, który położony przy drzwiach miał pełnić
Photo by Joris Molenaar on Unsplash
funkcję wycieraczki i jak się okazało, był źródłem tego dziwnego zapachu. Dobrze przynajmniej, że już na dole porządnie obtupała buty ze śniegu.
Odzianymi w szare skarpetki stopami weszła na dywan, zajmował niemal całe pomieszczenie. Z miejsc, w które nie sięgał, wyzierała smutno wyłożona poprzecieranymi panelami podłoga. Pomimo włączonego piecyka gazowego było chłodno, zapewne okno kryjące się za zaczepioną na kilku gwoździkach i kawałku sznurka zasłoną było nieszczelne. Nic dziwnego, że zarówno Charlie jak i Maddie były ciepło ubrane.
SPOTKANIE
– Może z czymś ci pomogę? – spytała Chey, zaglądając do kuchni. Dobre sobie. Była to zwyczajna wnęka ze ścianami pomalowanymi farbą olejną na imitację lamperii, niewysoką lodówką, stolikiem pełniącym funkcję blatu, gazową kuchenką z dwoma palnikami i jakąś niedużą szafką. Prodiż, już otwarty, stał na taborecie obok starego fotela.
Photo by PJ Gal-Szabo on Unsplash
Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, Cheyenne ruszyła w kierunku wersalki, która stała na lewo od wejścia. Wzdłuż ściany z drzwiami stało jeszcze dziecięce łóżeczko i nieduża komoda, wersalka przylegała do tej ściany swoim krótszym bokiem; przy jej drugim krańcu stała szafka z telewizorem. Obok leżącej w kącie górki złożonej pościeli Cheyenne postawiła torebkę z prezentem, po czym usiadła, wbijając wzrok w białą szafę stojącą naprzeciwko niej. Od dołu była pokryta różnymi naklejkami, zapewne została tak ozdobiona przez Maddie. Dziewczynka akurat podbiegła do Chey.
– Chcesz zobaczyć moje puzzle? – spytała, szczerząc się od ucha do ucha i łapiąc dłoń kobiety.
– Pewnie – odparła wstając, bo mała zaczęła ciągnąć ją w kierunku różowej zasłony.
Dziewczynka rozchyliła poły materiału, a Cheyenne w zdziwieniu uniosła brwi. Zamiast okna była tam kolejna wnęka; większa niż ta kuchenna, ale nieoświetlona. Okno też było, na samym końcu i, tak jak się spodziewała, bił od niego chłód, a pod parapetem nie było nawet kaloryfera. To miejsce przypominało składzik – kosz pozostały po dziecięcym wózku był wypchany różnego rodzaju pluszowymi zabawkami, pod oknem stał czterokołowy rowerek i jakieś pudełka, zarówno na dziecięcym stoliku jak i schowanym pod nim krzesełku piętrzyły się książki, pościskane w zabawkowym wózku lalki były szczelnie nakryte kołderką, a każdy z koszyków trzypiętrowego organizera na kółkach wypełniony był resorakami, przyborami do pisania i malowania, albo małymi pudełeczkami. Do tego jeszcze plastikowy pojemnik na zabawki na kółkach i jakieś kartony poustawiane jeden na drugim.
– Te są największe – pochwaliła się Maddie, wyciągając puzzle z plastikowego pojemnika. – Dwa, pięć, zero!
– Dwieście pięćdziesiąt? – odparła Chey, na co mała energicznie skinęła głową.
Photo by Markus Spiske on Unsplash
Ich rozmowę zakłóciła Charlotte prosząc córkę o to, by ta przyniosła stolik. Zanim Cheyenne zdążyła zareagować by pomóc dziewczynce, ta już taszczyła mebel, z którego uprzednio zsunęła książki na jedno z pudełek. Wyglądała na dumną z tego, że może pomóc, więc kobieta się nie wtrącała, wiedziała z autopsji że takie rzeczy potrafią być dla dzieci niezwykle ważne.
RELACJA
Zasiadły we trójkę przy serniku i herbacie, na twardej, okrytej żółtą kapą wersalce. Maddie zaczęła wspinać się na oparcie, żeby mieć pewność, że ciocia zwróci uwagę na przyklejony do wyłożonej panelami ściany rysunek. Po wyrażeniu aprobaty Chey zawołała ją do siebie, by wręczyć jej prezent, a gdy dziewczynka zajęła się rozpakowywaniem oryginalnej Barbie a następnie zabawą, kobiety podjęły poważniejszy temat.
– Dlaczego nawet mi nie powiedziałaś, że wracasz? Przecież mogłabyś zamieszkać u mnie – Cheyenne zwróciła się do siostry.
– Nie musisz się martwić, świetnie dajemy sobie radę – odparła Charlie. – Poza tym, twój mąż pewnie nie zniósłby tego nerwowo, Maddie to wulkan energii.
– Fidius? Przestań, dał sobie radę z wychowaniem trojaczków. Nawet jeśli nie chciałabyś z nami zamieszkać, to przecież mieszkanie na piętrze mojego gabinetu weterynaryjnego stoi puste.
– Skończmy ten temat, poradzę sobie.
– To nie są dobre warunki dla dziecka, Charlie. Gdzie w ogóle macie łazienkę? I co to do cholery jest? – spytała, wskazując na mebel stojący pomiędzy wnękami z kuchnią i oknem.
Photo by Nathan Dumlao on Unsplash
– Nie stać mnie na luksusy. Łazienka jest w korytarzu, ale nie martw się, nie kąpię tam Maddie. Rozkładam ceratę, gotuję dwa wielkie garnki wody i wlewam ją do dużej miednicy. Tu jest cieplej i przede wszystkim czyściej. A to – urwała, podążając wzrokiem za dłonią siostry. Mebel był dość dziwaczny, u góry miał szafki i półki na których stały jakieś bibeloty i książki, za to na dole była tylko wielka płyta z otworem jak na kluczyk. – To jest tapczanopółka.
Muzeum Życia w PRL – skomplikowane.pl